Ja się mogę wywnętrzyć, bo od pierwszych śniegów śmigałam z wózkiem - ślisko było, bałam się wywrócić z Młodym, nie miałam dużej kurtki. Szlag mnie trafiał przy aktualnych standardach odświeżania, ale zasuwaliśmy prawie codziennie.
Dziś się oficjalnie zbuntowałam, wyciągnęłam starą kurtkę męża z dna szafy i jakoś poszło. Szkoda tylko że poszło prosto do lekarza, bo Młody zapracował jakimś cudem na zapalenie uszka. Ale już zaczynam się rozglądać za polarem dla dwojga, o! Niebo a ziemia, powiadam. W wózku Misiek leżał nieruchomo, łapki w kombinezonie sterczały mu na boki, minę miał zdziwioną i taką bardziej smutną.
Zamierzam zakładać mu bluzę polarkową z kapturem i czapkę uszankę i mam nadzieję, że będziemy mogli spacerować spokojnie, zostawiając wózek na naprawdę śliskie dni.




Odpowiedz z cytatem





tylko kondycja mamy nie wystarcza na spacer z porządną drzemką niestety...




no co mi do łba strzeliło. To było żałosne, mała jak kukła siedziała w tych sankach (za mała by mieć z tego radochę) a my z małżem co chwila patrzyliśmy co się dzieje. Domniemuję że podobnie z wózkiem jest. Brak kontaktu z dzieckiem wrrr nic fajnego.




