Byliśmy w Dziwnówku, od 11 do 18 lipca, generalnie nie nosiliśmy dużo, mała lubi chodzić, ale jak nóżki zmęczyła, to czasem w chuście ją nosiłam, a czasem mąż w MT. Na początku byłam przerażona ilością wisiadeł (oczywiście wszystkie dzidzie przodem do świata), było też bardzo dużo wózków, spoceni tatusiowie trenowali mięśnie ciągnąc je po plaży.
Aż tu nagle całkiem niespodziewanie zobaczyłam kogoś w kółkowej, i to na terenie mojego ośrodka, z wrażenia tak oniemiałam, że zapomniałam języka w gębie. To był ten jeden raz
Myślę, że chusty są po prostu bardziej dyskretne niż wózki, czy wisiadła, dlatego nie rzuciły mi się w oczy.
Morze było wspaniałe, jak zwykle