FatalFuchsia, ja wiem że z bardzo ruchliwym dzieckiem jest trudniej, Szelma generalnie współpracowała, ale czasem miewała dzień małego akrobaty i uskuteczniała wszystko to, co opisujesz - wtedy łatwo nie było, ale zwykle najpóźniej za drugą próbą się udawało. Za to jak już się udało, to miałam na plecach dziecko w odpowiedniej pozycji, z chustą pod pupą i wstępnie dociągnięte, jeśli tylko nie puściłam szmaty, jakoś to szło. Podejrzewam że faktycznie łatwiej jest złapać dziecko i powstrzymać przed natychmiastową ucieczką korzystając z drugiej metody, tylko co potem? Dolną krawędź w końcu musisz puścić i dociągnąć, i w tej chwili Młode ma na dole i pod nogami totalny luz - dla Szelmy w nastroju "robię co chcę" to byłaby idealna okazja do pełnego wyprostu. I miałabym Młodą na plecach, owszem, ale bardziej przykrytą chustą niż w nią owiniętą, z prostymi nogami i zerową ilością chusty pod pupą. To ja już wolę walczyć więcej wcześniej, a później mieć przynajmniej szansę na sprawne zawiązanie do końca... Ale to ja, przyznaję że klasyczny tobołek uwielbiam i świetnie się z nim dogadywałam, nie każdej parze rodzic-dziecko musi pasować