Moim czytam od ich zarania. Na zainteresowanie (w sensie rozumnego zasłuchania bądź entuzjastycznych reakcji) u niemowlaka nie liczę. Oswajam z melodią języka, jego fakturą, zmiennością intonacji, bogactwem słów. Co innego czytam z maluchem (książeczki typu obrazek-słowo), co innego maluchowi (książki z tekstem).
Wybieram pozycje oryginalne, wartościowe pod względem treści i grafiki, chętnie wręcz brawurowe (często zaskakuje mnie gust syna - lubi zarówno łatwe, ładniutkie książeczki, jak i całkiem pojechane dziwadła). Omijam produkty książkowe inspirowane kreskówkami, literacki pop kubusiopuchatkopochodny. Nie dzielę na książki dla chłopców i dziewczynek. Serwuję to co dobre.
Młody hodowany w ten sposób dziś jest prawdziwym koneserem literatury dziecięcej
Obok "Maksa" postawiłabym serię z Miffy.