Ech, epopeje można by pisać o chustokomentarzach. Od podpitych praskich żuli "paaaaa, takiemu to dobrze, przy cycku se leży rechrechrechrech", przez tradycyjne duszenie/garbienie/nóżek ściskanie aż po błogie spojrzenia babć i ich szepty "dobrze tak blisko mieć malucha" i zazdrosne spojrzenia mam bujających w wózkach swoje wrzaskunki. Wczoraj znajoma chustomama sprzedała świetny tekst na jojczące "moherowe" babcie: "to pani nie wie, że odkryto freski, na których Matka Boska Jezuska tak nosi?"
Pierwsze zaczepianki przeżywałam jak kobyła Wielką Pardubicką, ale teraz mam w głowie milion tekstów na każdą okazję i częstuję nimi jaki popadnie. Wczoraj trafiło na babinę, identyczną jak teściowa z reklamy Ikei ("kolanami świecisz..."), która się ściśniętych nóżek czepiała. Dość powiedzieć, że mimo początkowych chęci nie wsiadła ze mną do jednego wagonu