Jeżeli już było, to poproszę o linki

Mamy kryzys od kilku dni: Gabi płacze przy motaniu, odpycha się rączkami, a jak już ją cudem zamotam i wyjdziemy z domu, to wygina się, pręży i wierzga tak, że każde wiązanie bierze w łeb Co rusz muszę poprawiać, bo nóżki jej wiszą
Nie próbuję żadnych nowych wiązań tylko to, co do tej pory, czyli kieszonka i 2X. Wychodzimy też tak jak zwykle, gdy jest śpiąca. Dotąd zasypiała zaraz po wyjściu bez żadnego problemu, teraz muszę długo spacerować i czasami zaśnie, a czasami nie (chociaż jest bardzo zmęczona).

Na chwilę obecną została nam manduca, bo tylko w niej siedzi stabilnie...

Zastanawiam się, czy to oznacza, że nie potrzebuje już mojej bliskości?

W domu za to chce być przy mnie non stop, nie mogę jej z oczu zniknąć, tylko ja ją usypiam (wcześniej usypiał ją M. trzymając za rączkę, teraz płacze i uspokaja się dopiero jak mnie zobaczy i ją przytulę), tylko u mnie na rękach chce być, czyli taki mały paradoks...

Nie wiem co o tym myśleć? Skapitulować i wozić ją w wózku, czy motać na siłę (bo tak to wygląda właśnie)?

Byłyście w takiej sytuacji?