Ostatni czas to był dla mnie czas porażek noszeniowych. Ignac piszczał przy wiązaniu, wiercił się, płakał po kilku minutach noszenia. Do tego upał też nie sprzyjał motaniu.
Chusta poszła w kąt na prawie miesiąc, między czasie używana na krótko i bez obopólnej satysfakcji.
Od poniedziałku zaczynam praktyki, ciężko mi, choć tylko na 4 godziny dziennie, ale Igi będzie zostawał beze mnie (z samym tatą). W związku z tym mam ogromna potrzebę wytulenia i wyprzytulania go.
Wyciagnęłam wczoraj chustę. Najpierw godzinę noszenia w plecaku prostym po domu- o dziwo bez sprzeciwu Ignasia- dzieć zaglądał przez ramię jak mama sprząta i gotuje i radość oboje mieliśmy wielką. Potem pół godziny próbowaliśmy zawiązać plecak hanti. Nie wyszło, musimy poćwiczyć, więc wróciliśmy do prostego i na spacer.
A wieczorem Ignaś przebudził się i tak płakał, że została chusta i podwójny X. I o dziwo dał się zawiązać z przodu, chociaż od dawna preferujemy plecki
Powiem Wam, że to niezwykłe uczucie zawiązać po takiej krótkiej przerwie
Ale miałam radochę!
A piszę to do wszystkich, którzy mają chustowy kryzys- czasem warto odłożyć chustę, by potem pokochać noszenie na nowo![]()