Ze starszakiem łaziłam na spacery w wózku. Mróz nie mróz, śnieg nie śnieg, najwyżej ja byłam bardziej mokra po powrocie do domu i wymagałam dłuższej chwili rekonwalescencji. Folię zakładałam tylko przy wyjątkowo wietrznej pogodzie i to też taką z solidną dziurą coby powietrze dotarło do malucha. Co do tych okryć , które tak krytykujecie - dziecka w wózku nie grzeje ciepło mamy, więc siłą rzeczy okutać je trzeba i szczelniej i cieplej. Co do kocyków zakrywających buzię - często gęsto zakrywa się na sztywno od góry z daleka od samej buzi dziecka żeby nie wiało. Nie tamuje oddechu i niczemu nie szkodzi.
Młody za to zimowo-chustowy. Pod moją kurtką, więc ubrany cieniej. Ale i spacery nie 4-godzinne a góra 2 godzinki. Fakt niezaprzeczalny - lepsze porozumienie, bo Młody częściej był w realu niż na śpiku i sobie "gadaliśmy". No i mobilność lepsza, bo nogi to jednak na śniegu lepiej działają niż kółka wózka.
Co do zakupów i innych spraw większej różnicy nie widzę, bo wdrapałam się wszędzie i z wózkiem i na piechotę. Plus wózka niezaprzeczalny dla mnie - na plecach oprócz Kuby nigdy nie udało mi się nosić laptopa, mojej torby, torby dziecka i zakupów.
Oba sposoby komunikacji są dobre i dobrane odpowiednio do zapotrzebowań mają niezaprzeczalny plus - dzieć na dworze.
A w świetle niedawnych dyskusji muchy o braku spacerów - nieważne z czym i w czym, ważne, że dziecko i mama spacerują!!!