Tak, tak też to przerabiałam.. lub w wersji "kochanie musimy iść zmienić małemu pieluszkę" powiedziane donośnym glosem na pół sklepu :D.
Wersja do druku
Hehe, Emka też wymaga nieustannego ruchu w chuście :D Dopiero jak mocno zaśnie mogę sobie usiąść.
U nas tez trzeba chodzic. Najgorzej bylo w kolejce na lotnisku (miedzynarodowe towarzystwo sie gapilo), ale w sumie wytrzymal, bo chyba uznal, ze wiszenie w chuscie jest bezpieczniejsze od zmieszania sie z tlumem. Z tym, ze spiewalam mu do ucha i kolysalam sie i tak.
Kluska siedząca w chuście na plecach także wymaga nieustannego ruchu. jak się zatrzymam zaczyna sprężynować, prostować się i ciągnąć mnie za włosy :roll: szkoda, że jeszcze nie potrafi krzyczeć: wio. :ninja:
A ja lubię ten rodzaj " terroru" zwłaszcza w sklepach, ograniczamy wydatki :lol: a przy tym córka dba o figurę mamy, przy odchudzaniu ruch wskazany.
Ostatnio mąż miał straszny ubaw gdy mała zamotana na biderku "poganiała" mnie machając nogami - skojażenie do jazdy konnej :D
ja się tak ostatnio bujałam przez półtorej godziny na korytarzu w pociągu :p
ludzie się z przedziałów wychylali, żeby na nas popatrzeć :lol:
ale i tak mąż miał gorzej, bo musiał biegać za starszą po całym wagonie :lol: a moje dziecko nigdzie nie uciekało
To normalne.Bujam się w miejscu,jak nawet Iskry nie mam na sobie.Ciekawe,czy długo mi to zostanie po zakończeniu noszenia?:)
Chustową mamę można poznać po tym, że stojąc na przystanku albo przejściu na pieszych się kołysze. I to nawet jak jest bez dziecka. :lol:
oj, skad ja to znam ;) ile razy w kosciele np. ktos mi miejsce proponowal, a ja na to, ze nie moge, bo sie bujac musze :lol: juz nie wspomne o chodzeniu po autobusie czy pociagu... Franek na szczescie jak byl maly, to wymagal bycia w ciaglym ruchu tylko do momentu zasniecia, potem moglam usiasc. i wiecie co - czasem wystarczalo, ze sie delikatnie krecilam na krzesle obrotowym - to jak juz sily chodzic nie mialam.
Ja jak malec zaczyna mi się wiercić w sklepie w kolejce mówię "Dorośli nie lubią stać w kolejkach i takie maluszki też :roll:" :rolleyes:
Też ostatnio się na tym złapałam,że stojąc obok bujam się razem z M. :p A sama na przystanku dawno nie stałam,więc jeszcze się nie bujam :ninja:
Dokładnie :D Też obserwuję u siebie takie objawy ;)
Mnie często proponują miejsce na ławeczce na przystanku autobusowym, a tak swoją drogą to najczęściej są to starsi panowie, sami ledwo stoją/siedzą, ale zawsze chcą ustąpić miejsca. Miłe to, ale zawsze grzecznie odmawiam i bujamy się dalej :D
Wyobrazcie sobie spotkanie mam,które już nie noszą , ale zapomniały o tym :lool:
u nas to samo- musi być w ruchu:), ewentualnie podanie smoka uspokaja na moment. jak dobrze uśnie , moge się zatrzymać i posiedzieć trochę na ławce w lesie, czy parku:)
anifloda, to fakt;)
Ja się bardzo szybko złapałam na tym, że stojąc bez dziecka delikatnie kołyszę się na boki;)
O tak tak, ruch musi być, bo inaczej awantura. Chyba że śpi, to wtedy mogę przysiąść trochę na ławce. Dobrze że to się mieści w normie:cool:
my też bujamy się już nawykowo. największe zdziwienie budziliśmy w kościele :hide:
Panie w sklepie Społem (oryginalne jeszcze z PRL) dziwnie się na mnie patrzą jak stoję w kolejce i teraz już wiem dlaczego! Mama buja się jakby miała chorobę sierocą nawet, gdy Grzdylek (znana też jako Laura) smacznie śpi w domku z tatusiem...
W sumie można zrozumieć, syndrom opuszczenia mamy przez dziecia zamotanego w chustę musi się objawiać w ten sposób :)
Bujające mamy wszystkich krajów łączcie się!