Dobre z tym "dalej", zważywszy na Twoją sygnaturkę, z której wynika, że Zosia ma raptem 4 miesiące :).
Wersja do druku
Oj widzę, że wszyscy maja te same odczucia. Jak mi dzidzia w wózku beczy to jest ok i pół rodziny chce ja bujać, żeby się uspokoiła, a ja ja wtedy myk do chusty i nim sie uspokoi to patrzą na mnie jak na wyrodna matkę. Tak dziecko ściska. Pewnie myślą, że przestało płakać bo mu tchu brakuje :roll:. I to rodzina, a obcy nie lepsi...
Dokładnie mam to samo, szczególnie jak wkładam małego do chusty to on czasem się trochę buntuje, chociaż w większości na widok chusty wręcz się cieszy, ale jednak czasami płacze, to reakcje, szczególnie rodziny zazwyczaj są takie: "nie męcz go daj do wózka" a w wózku jeszcze większy płacz, ale od razu jest: "ciiii, cichutko, popatrz kotek, piesek itp."
Jednak jak do wózka dziecko się wkłada to prawie zawsze jest niezadowolone, ale to norma więc nikt się nie przejmuje, a jak dwa razy kwęknie przy wkładaniu do chusty od razu politowanie i współczucie ...ech... czy kiedyś się to zmieni?
Cieszę się, że nie jestem sama :)
EDIT: a tak w temacie, to mój starszy ukochał sobie rowerek, ale spacerek z wózkiem i rowerkiem to abstrakcja, a chusta czy MT sprawdzają się cudownie. Wchodzimy do sklepu na soczek, uśmiech o ucha do ucha (wszyscy), a tu pani ekspedientka "ależ Pani musi być ciężko", a ja jej na to, że wręcz przeciwnie, wygoda na 100%, nie wiem czy uwierzyła ;)
Mi się wczoraj głupio w metrze zrobiło. Wsiadłam i do przejechania miałam dwa przystanki, więc stanęłam sobie wygodnie w kącie. Było kilka miejsc wolnych, ale nie chciałam siadać, bo po pierwsze zaraz miałam wysiadać, a po drugie mała czasami jak siadam, próbuje się odpychać nóżkami od moich, zaczyna się wiercić w chuście etc. No i jak sobie stanęłam, jakiś facet w wieku 35-40 się zerwał z miejsca i zaproponował, żebym usiadła. Odmówiłam grzecznie, że nie dziękuję postoję, ale tak jakoś się zmieszał przy mojej odmowie, że mi się głupio zrobiło. Pewnie pomyślał, że jakaś wyempancypowana feministka jestem lub coś w tym rodzaju. Szkoda, facet pewnie chciał dobrze. Tylko dlaczego jak byłam w 8 miesiącu ciąży i jeździłam zimą do pracy, z wielkim brzuchem to nikt mi miejsca nie ustępował i musiałam się ściskać, a teraz niektórzy myślą, że mi ciężko :(
U mnie zwykle się oglądają za mną w chuście. Kilka dioświadczeń z ostatniego tygodnia: stare babki ok. 60-70 lat przestały mi mówić"dzień dobry" mimo że zawsze mowiły. Sprzedawczyni w warzywniaku zaczęła marudzić, że dziecko gniotę i jest mu niewygodnie. Ja na to pół żartem pół serio, że gniotłam go 9 miesięcy w brzuchu i było mu dobrze a teraz nie? A ona na to,ze teraz to już nie muszę, a ja na to, że syn to bardzo lubi. I o tym, że w wózku wrzeszczy jak opętany. Nic nie powiedziała, na odchodne gadała, co to producenci nie wymyślą,żeby wyciągnąć od rodziców jak najwięcej kasy:duh: Innym razem już w czasie przystanku Woodstock idę sobie do bankomatu na dworcu, zaczepiła mnie konduktorka (?) i się zdziwiła, że przyjechałam na Woodstock z takim maluszkiem. Skojarzyła chustę z "dziwnymi" ludźmi ludźmi przyjeżdżającymi na Woodstock. Nie przyszło jej do głowy, że ja w tym mieście mogę mieszkać. Zdarzyły się też miłe momenty: na poczcie zaczepiła mnie pewna mamusia z noworodkiem i pytała od kiedy można dziecko w chuście nosić, ja na to, że od urodzenia. Pogadałyśmy o tym, jak to dzieci nam nie dają nic zrobić (mi w chuście Maciek daje zrobić, ale po wyjęciu już nie), o tym że łatwo jest wiązać, choć wygląda to na strasznie trudne. Dziewczyna chce kupic chustę, może się jeszcze spotkamy? Wczoraj byłam w sklepie z bielizną, pani powiedziała, że jak gustownie obwiązałam się taką piękną szarfą (BB ananas) i zachwycała się słodko śpiącym Maciusiem:heart:.
moje slonko mniejsze ostatnio zaczelo duzo mowic
pare dni temu w kolejce do kasy w rossmanie siedzial mi grzecznie na plecach w nosidle - dopoki nie zaczelo mu sie nudzic :rolleyes::ninja:
wyciagnal raczki w strone najblizszej babci i na caly glos zaczal wolac "ratunku!!! pomocy!!!"
mina wszystkich wokolo -bezcenna
a ja sie zaczelam dusic ze smiechu wiec tylko kilka spojzen mnie spopielilo - nikt nie osmielil sie dyskutowac :twisted::rolleye: :lool:
I NIKT go nie próbował ratować??????:omg:
Taki przemądrzały ten ogół a jak dziecko w opałach, to nikt się ruszy........
:thumbs up:
Jeszcze społeczeństwo z poczuciem humoru przydałoby się ;)
:lol::lol::lol:
bo moje dzieci to tak ogolnie lubia mame wkopac :roll::lol:
(ciut wczesniej starszy blagal(!) mnie zebym mu pozwolila szampon kupic bo on chcialby miec czyste wloski :roll::duh::lol:)
a spoleczenstwo...coz dobrze ze na policje nikt niedzwonil ;)
:applause:usmialam sie:lol:az sie boje co moja wymysli jak zacznie mowic:mrgreen:
Prawda? ;)
hexi, super tekst synka! :D
może był za mało przekonujący że nie zaczęli ratować? :ninja:
Hexi ,brawa dla synka.
Aż sie popłakałam jak sobie wyobraziłam tą scenkę.
ok 2,5-3 letnia dziewczynka do swojej mamy:
"mamo, pats pani niesie dzidzię na balanu" :mrgreen:
Wczoraj poszłam z Basią w plecaku do apteki. W kolejce zostałam przepuszczona przez dwie starsze panie, które czekały na swoją kolej na krzesełku przy oknie. Kiedy ja robiłam zakupy słyszałam jak między sobą rozmawiają "patrz, ma w czymś dziecko, w jakiejś chuście, jak murzynka... a ono nie wypadnie? to trzeba umieć wiązać, ale to bardzo zdrowo dla dziecka, blisko mamy, ciepło...." Miło mi się zrobiło, bo zazwyczaj takie osoby są raczej nieprzychylne ;)
a mnie dziś babka przepuściła w kolejce ;) mała nie płakała tylko się rozglądała. miło. w ciąży nie przepuszczali to teraz sobie odbijam ;)
Dziś jeden pan w sklepie próbował namówić małego, żeby mu pozwolił też sobie tak w chuście posiedzieć. Hmmm...:ninja:
Ale potem bardzo fajnie pokazywał małemu wszystkie kolorowe warzywa i owoce jakie znalazł - mały jest na etapie głębokiej fascynacji pomidorami i śliwkami ;-)
[edit]: Wczorajsze spotkanie bliskiego stopnia muszę Wam opowiedzieć chociaż dotyczy raczej nie-noszenia:-)
Otóż, pierwszy raz od trzech miesięcy wyszłam z małym w wózku (chciałam owoców nakupić i nie chciało mi się nosić i jego i siatek, leniwa jestem). Mały nawet przeżył, nie buntował się, więc byłam cała szczęśliwa. Do czasu.. W bramie mojego bloku zobaczył mnie pan ochroniarz, taki miły pan koło siedemdziesiątki. Wypatrzył się na nas i pyta: "A co to się stało, że to biedactwo w wózku?". Nic nie zdążyłam powiedzieć, a pan dalej: "Bo ja to przepraszam, że się pani wtrącam, ale państwo tak z mężem sobie nosicie i to dzieciątko takie szczęśliwe przy sercu, a ten wózek w porównaniu to wie pani, tak jakoś smutno wygląda... No dzieciątko grzeczne, ale to nie to. To może niech pani nosi, co?".
Pierwszy w moim życiu przypadek takiego zbesztania za nienoszenie ;)