I nadszedł dzień, w którym żadne wiązanie nie wychodziło...
Wczoraj.
Popadło, na dworzu zrobiło się przyjemnie, więc decyzja szybka - wychodzimy. Łapię chustę, wiążę plecak, nie idzie. Bartek się pręży, prostuje, materiał się wysuwa. Zaczyna mi się robić gorąco, poprawiam. Nie idzie. Zmieniam chustę - sytuacja się powtarza. Robimy się spoceni, wkurzeni, zdejmuję dziecię z pleców, myślę, spróbuję za chwilę. Atmosfery nie poprawia biegająca i krzycząca "dada, dada" Emila. Ochłonęłam, biorę materiał w ręce i... NIE IDZIE! Dostałam szału, myślałam, że się poryczę z tej wściekłości :mad: Mało brakowało, a byśmy nigdzie nie wyszli, a wózek został na wsi ;) W końcu udało mi się zawiązać coś, co plecak tylko przypominało, bo dwa razy na dworzu poprawiałam...
A wieczorem zawiązałam 2X do usypiania i też nie wyszedł :hide: