Byliśmy w weekend (przedłużony) w górach. Turystycznie oczywiście, połazić, pospacerować, wejść/wjechać na obowiązkowe punkty, czyli min. Kasprowy, Gubałówka. No i muszę przyznać, że byłam w ogromnym szoku widząc na Kasprowym kilka wózków z dziećmiDla mnie to żaden problem, bo Antek w chuście, ale bardzo się dziwię i podziwiam jednocześnie rodziców, którym się chciało tarabanić z wózkami w dzikim tłumie w kolejce do Kolejki, w Kolejce, na samym szczycie. Gdyby nie chusta, w życiu byśmy się na to nie zdecydowali. Nie mówiąc już o tym, że przejście przez samo Zakopane graniczyło z cudem, bo na chodnikach zalegał, wysoki do kostek, mokry, topniejący śnieg, pod spodem płynęły rzeki. Widocznie władze Zakopca uznają, że dla garstki pozasezonowych turystów nie warto odśnieżać w tygodniu (na weekend chodniki odśnieżono)
Więc przedzieranie się przez miasto w takich warunkach z wózkiem też do łatwych i przyjemnych nie należało, jak sądzę.
Poza tym fajnie się polansować w chuście, mój tęczowy Girasol rzucał się w oczy, gdzie nie poszliśmy, byliśmy zauważeni i chwaleni mniej lub bardziej dyskretnie![]()
Poza tym, że w ww. ścisku do Kolejki chusta w prostym plecaczku podjechała Antkowi na śliskim kombinezonie pod pachy i tak wisiał trzymany przez skrzyżowanie chusty między nogami i zwiniętą ch. pod pachami, na szczęście się zorientowałam i przemotałam A. na przód. Wstyd mi strasznie za to, bo to akurat dobrą reklamą chustowania nie było, mam nadzieję, że nie widział mnie nikt kto ma o chustach pojęcie![]()