Cytat Zamieszczone przez salome Zobacz posta
problem z lykiem piwa moze miec wlasnie osoba, ktora ma problem po jednym lyku przestac.
To raz, a dwa takie osoby, które w otoczeniu mają przykre przykłady osób "1 łyk=zalać się".

Cytat Zamieszczone przez magnolia Zobacz posta
ale czy dla Was wszystkich to niepicie to byłoby aż takie wielkie poświęcenie? bo szczerze powiedziawszy to trochę na tę dyskusję robię ja nie piłam ani łyka przez 4.5 roku (ciąże i karmienie nieprzerwanie) i generalnie żadne wyrzeczenie to dla mnie nie było...ani żaden powód do frustracji... nie jadłam też pewnych rzeczy bo dzieci alergiczne... wydaje mi się to po prostu normalne jakoś tak...
Osobiście od czasu do czasu miałam ochotę na alkohol, ale nie aż taką, żeby kombinować z kalkulatorami trzeźwości, organizowaniem odpowiedniej ilości czasu bez karmienia itd. itp. Nie kalkulowało mi się. Pierwszy raz od zajścia w ciążę piłam alkohol, gdy dziecko miało odrobinę ponad dwa lata, a ja wyjechałam z domu na noc - wieczorem owszem, konsumowałam. Drugi z okazji kolejnego, tym razem dwudniowego wyjazdu. Potem, kiedy przestaliśmy karmić się w nocy (późno i z przerwą na chorobę), Bartek miał wtedy grubo ponad dwa lata, czasami wieczorami.
Nie widzę powodu, dla którego miałabym się krzywić na dziewczyny, które wcześniej wspomniane kalkulatory i odpowiednie odstępy czasu stosowały wcześniej.
Nie widzę też problemu w tym, że ktoś czuje się pewniej, bezpieczniej i w ogóle z całkowitą abstynencją póki karmi piersią.

Natomiast nie podoba mi się narzucanie o takich zakazów, opartych na własnym widzimisię, bo nie na realnych informacjach innym. I sugerowanie, że jak się do nich nie stosuje, to alkoholizm, margines itp. itd.

Cytat Zamieszczone przez kammik Zobacz posta
Natomiast kategoryczny zakaz picia alkoholu podczas karmienia (co innego w ciąży, tutaj zasada "zero tolerancji" najlepiej się sprawdza) jest po prostu kretyński i niczym nieusprawiedliwiony. Równie dobrze mógłby to być zakaz farbowania włosów, golenia nóg czy chodzenia na basen. Taki sam poziom argumentacji, czyli "bo nie".
O to to!