zbierając kiedyś materiały do znanego niektórym z Was chustowego materiału, usłyszałam z ust wielu mądrych osób związanych zawodowo z chustonoszeniem (na różne sposoby), że najważniejsza jest różnorodność. motaj, woź, trzymaj w ramionach, kładź na plecach, kładź na brzuchu, zostawiaj na podłodze, turlaj, gilgaj, a jak dziecko się uprze, to nawet daj mu pospacerować po swojej klatce (nawet jeśli się to, olaboga, nie mieści w rozwojowych ramach wiekowych).

nosiłam Tadzia w kieszonce, a potem w podwójnym iksie, woziłam go w wózku, trzymałam na rękach w różnych pozycjach, zostawiałam na kocu, na trawie, na materacu. od czasu do czasu zdarzało mi się popełniać różne handlingowe grzeszki, z których regularnie spowiadałam się naszemu zaprzyjaźnionemu rehabilitantowi. dostawałam rozgrzeszenie jeśli miałabym kolejne dziecko, robiłabym tak samo. uważam, podobnie jak Kanga, że do niczego nie można podchodzić dogmatycznie. ani demagogicznie