Ja wrzucałam małą pierwszy raz jak miała coś koło 4 i pół miesiąca i robiłam to tak: kładłam ją na chuście, chusta do wysokości karczku, łapałam za ramionka u nasady, na których była naciągnięta chusta (łapałam ramionko razem z chustą) takim chwytem "na krzyż"-to znaczy moja lewa ręka chwytała prawe ramię dziecka, a prawa lewe ramię. Moje dłonie były odwrócone, tzn. palce na dole, kciuki u góry. I jakby "odkręcając" moje skrzyżowane ręce wrzucałam na plecy malucha (trzymając mocno za ramiona-to stabilny chwyt, jeśli trzyma się rzeczywiście u nasady). Dzieć zachwycony lataniem, a mi wygodnie I potem już standartowo-asekurując jedną ręką, drugą motałam, często stojąc przy ścianie albo nad miękkim łóżkiem, zeby na wszelki wypadek zapewnić dodatkową asekurację Na szczęście nigdy niespodzianek nie było.

Nie wiem, czy to jasno wytłumaczyłam