Bo idzie wiosna, lato i ciepło, a Bruno zapowiada się na wrażliwa, który ciepła nie lubi.
Najlepiej teraz nam się sprawdza polar, PUL wmiare tez, ale jak jest dłużej w pieluszce i chuście to zaczyna czerwienieć.
No i myślę o wełnie, ale...
1) Najwazniejsze - nie łapię jak można nie prać co chwilę otulacza?? Tylko wietrzyć. Kurna, przecież on jednak łapie wilgoć z sików, no nie ma mocnych i co...nie ma w tym bakterii, nie śmierdzi? Wietrzenie kojarzy mi się z kurtkami po zimie, ale nie z otulaczem, co ma kontakt z siuśkami. No i jeszcze w przypadku niemowlaka często kupami (wtedy się pierze, prawda?)
2) Laura na wełnę była uczulona, więc olałam otulacze. Teraz nie wiem, musiałabym znów jakiś test wełny zrobić
3) Przeraża mnie to całe lanolinowanie, cudowanie. Bo jak rozumiem żeby kuracja dawała coś, nie można właśnie za często prać. A jak już się pierze, to wtedy znów lanolina?
4) I w sumie jak prać? Bo jak ta lanolina się spiera, to chyba nie można z resztą pieluszek, bo się zatłuści? Ręcznie to - znów jakos mało dokładnie mi się wydaje
No i widzicie, więcej mam na minus niż na plus. Czy na prawdę wełniaki dają tak spektakularne efekty w pielęgnacji i nienagrzewnaiu sie pupy, że warto cudować?
Bo najbardziej jestem przekonana do polaru, ale polar raczej będzie grzał w upały... a welnia niby nie. Kręćka dostaję już od czytania wątków o kuracjach i praniu
Albo zniechęćcie. Jest ktoś, kto próbował i uznał że absolutnie nie warto?