Muszę się podzielić![]()
Otóż wybraliśmy się ostatnio do hmm.. znajomych - w sumie chodzi o kolegę małża, jego żonę i 3-miesięcznego synka. Wiedziałam że będą tam też rodzice znajomego - mama jest lekarzem "starej daty" (profesorem AM), więc jechałam tam z lekką obawą. Myślę sobie: zacznę tam Nat nosić i bujać, to się zacznie wykład że przesadzam i rozpieszczam, no i jak wyciągnę chustę to już w ogóle czeka mnie lincz![]()
Nat mi się po drodze rozryczała potwornie - poza wózkiem nie cierpi samochodu, a dokładniej unieruchomienia w foteliku. Więc mała rozryczana, ja zestresowana jak diabli - na miejscu przebrałam spoconego od krzyku stwora (trzęsącymi się rękoma bo stwór krzyczał i wierzgał a gospodarze próbowali nawiązywać kontakt i doradzać). Coby udobruchać Nat, wyciągam poucha (niedawno nabyty i pokochany), pakuję i noszę, młodej natychmiast wraca humor.
No i tutaj zaskoczka nr.1 - mama znajomych aż rozpromieniała, po czym "wsiadła" na swoją synową "Madzia!! Koniecznie musisz sobie takie nosidełko kupić!! Zobacz jak pięknie!!". W pierwszej chwili zbaraniałamNo i tak się ładnie rozmowa rozwinęła, jak to fajnie dzieci nosić, przytulać, jak kiedyś babcie w chustach kraciastych nosiły, itd. Wspomniana Madzia rzuciła się z zainteresowaniem na szmatę i ma zamiar nabyć jak najszybciej. Wisiadło posiada ale na wyczucie coś jej się owo ustrojstwo wydało niespecjalnie zdrowe dla potomka więc nie używała. Tutaj nastąpiła krótka pogadanka na temat pozycji dziecka w wisiadłach i chustach
. Od słowa do słowa wyciągnęłam jeszcze Leosia, zademonstrowałam, a właściwie zrobił to małż, potomek Madzi w chuście rozpromieniał
Tak więc na wiosnę do spacerów na powietrzu zakupią jakąś szmatę do motania
![]()
I zaskoczka nr.2 - wchodzi teść madzi: "Madzia! Popatrz jak pięknie pani nosi dzidziusia! Musisz koniecznie kupić takie nosidełko!!"![]()