Asiunia walczy z wirusem i (chyba) bólem ząbkowania i dwukrotnie sama zwróciła nam dziś uwagę na chustę i nawet próbowała ściągnąć z drzwi na podłogę. A jak dostała w łapki to się zakrywała. Momentami zdecydowanie wolała być w chuście niż na podłodze, choć wiele się zmieniło w związku z remontem pokoju chłopaków. I tak sobie zwiedzała różne domowe kąty aż do snu. Wieczorem chustę odkrył Wojtek, który już od dawna nienoszony i nie dawał się zamotać nawet na chwilę, dla krótkiego instruktażu. Na plecy chciał. Przy okazji doświadczyłam, jak fajnie się nosi na plecach, kiedy dziecko nie wariuje przy zakładaniu i nie musi - jak Asia - mieć od początku wysuniętych rączek. Po chwili Kuba z pretensją sześciolatka zwrócił mi uwagę, że tylko Wojtka i Asie nosiłam a jego nie. Więc mu opowiedziałam, jak to chust nie znałam, za to nosiłam na rękach, czasem przez godzinę, kiedy wózek stacjonował 3,5 piętra wyżej, albo tuliłam go śpiącego i czytałam książkę (nawiasem mówiąc, też słyszałam ostrzeżenia, że się przyzwyczai) i jak plumkaliśmy w basenie... Krótko mówiąc, fajny chustowy dzień