Na amen właściwie. Ponosić ponosi, ale urody już nie odzyska. Nawet nie było jakiejś interesującej, spektakularnej akcji. Pochrzaniłam programowanie pralki. Po prostu. Wywirowałam sobie alpakę. Wywirowałam, że hej. Miałam nawet popłakać na ten temat, ale akurat nie było czasu, a potem... nie no, nie będę w intencji chusty niweczyła podomowego makijażu, który ma kryć cienie pod oczami, niedoskonałości cery oraz stanowić kontrapunkt dla podomowych "sukien" co i rusz obrzucanych czymś jadalnym przez dzieci.
Idę zobaczyć nieszczęsną. Jak wysycha.
...
Zobaczyłam zwłoki. Wygląda jakby się w niej liniejący labrador wytarzał.
Moja wina. Wiem, że alpakę, to w ogóle powinno się w rękach i zimnej wodzie wypieścić...
Rybki Elburg. Jedna z moich ulubionych chust, wdzięczna, ładnie nosząca. Nóweczka była. Nosiła niedługo. Pierwsze pranie...
A Wy? Zamordowałyście kiedyś chustę? Jaką? Odezwijcie się, niech wiem, że nie jestem jedyną winną zbrodni![]()