temat mnie bardzo gryzie od dluzszego czasu, o co chodzi z tym gotowaniem i prasowaniem .... czemu maja sluzyc takie zabiegi? zadalam juz to pytanie w temacie o praniu pieluch i jedna dziewczyna odpowiedziala, ze pranie w wysokich temperaturach i dlugich programach ma na celu "uruchomienie" detergentow a potem dokladne wyplukanie ich, tak to przynajmniej zrozumialam
ja sama od narodzin dziecka zelazka w reku nie mialam, pieluch nie gotowalam ani razu, na poczatku`pralam w 90c potem przeszlam na 60c, zawsze w programie 2,5h, od prawie 2 miesiecy piore w 40c w programie 45 minutowym i nie widze zadnej roznicy pomiedzy tymi a tamtymi pieluchami, nie mam zamiaru tego zmieniac, dopieraja sie i zero zapaszkow, dziecku do tego skonczyly sie wszelkie uczulenia, piore dla scislosci od poczatku w naturalnych detergentach, nietoksycznych (ale tez pewnie slabszych od tych chemicznych)
bedac w ciazy bylam przekonana, ze wielorazowki nalezy dezynfekowac na wszystkie mozliwe sposoby, a teraz zadaje sobie pytanie skad to przekonanie? czy dzieciece siuski sa naprawde takie toksyczne, ze trzeba je wygotowywac? ja z wlasnego doswiadczenia moge tylko powiedziec, ze choc zdarzaly sie nam problemy w strefie pieluchowej, to nigdy nie widzilam czegos tak strasznego jak po wypraniu pieluch w zwyklym proszku, maly byl doslownie poparzony, zadne siuski go tak nie zalatwily jak proszek do prania
jesli wiecie cos na temat bakterii jakie znajduja sie w siuskach i kupkach napiszcie... moze jakies biochemiczki tu sa?
poza tym wiekszosc producentow pieluch zaleca pranie w max 60c z bardzo mala iloscia detergentow, czy to gotowanie i prasowanie to jakis mit? ja np nie prasowalam, bo stwierdzilam, ze skoro ubranka nalezy prasowac, to tak samo powinnam traktowac wszytskie tkaniny, z ktorymi maly bedzie mial stycznosc wlaczajac w to nasza posciel i ubrania...
czy ktos mnie oswieci o co w tym chodzi?