Cytat Zamieszczone przez Karolka Zobacz posta
Wczoraj rano poszliśmy na mszę z dziećmi. Noworodek w kangurku (który mi pewnie idealnie nie wyszedł, ale generalnie było OK), starszak (16 miesięcy) w wózku, który porzucił po 5 minutach, żeby sobie pochodzić za rękę z tatą (sam nie chodzi). Mała mi co ok. 10 minut podnosiła wrzask, szarpała się - chyba chciała zrobić kupkę albo ją brzuszek bolał. Jak jeszcze chodziłam to było OK, ale jak np. klękłam na chwilę to był płacz.

No i może jestem przewrażliwiona, ale wszyscy na mnie się gapili jak tylko mała się odezwała. Na przekazanie znaku pokoju żadna starsza pani nawet na mnie nie spojrzała. A potem przed komunią jakaś pani ok. 60-tki przede mną zwróciła mi uwagę jakimś takim nieprzyjemnym tonem, że ona będzie chciała wyjść z ławki, więc mam zabrać wózek. Wózek stał przy ławce, ale jestem przekonana, że pani by się zmieściła. No ogólnie to poczułam się jak intruz i po komunii to ja się rozpłakałam i wyszłam. I tak jakoś mi się wydaje, że jakby K. była w wózku to nikt by na mnie nie patrzył jak na jakąś patologiczną matkę, która robi krzywdę dziecku. I niby się nie przejmuję reakcjami ludzi, ale przy rozhuśtanych emocjach poporodowych to już wymiękłam. I tylko mi przykro, że taka nienawiść spotkała mnie ze strony członków mojej wspólnoty parafialnej, ludzi wierzących.
Miałam podobnie, a właściwie tak samo. Faktem jest że początek był pełen emocji i rozhuśtanych nastrojów i strasznie mnie drażniło jak cały Kościół poruszał głową w kierunku w którym dreptałam z młodą w chuście. Czasem po prostu spała, czasem się wierciła, marudziła, a wręcz wrzeszczała.
Wtedy kosztowało mnie to wiele sprzecznych emocji, z perspektywy czasu myślę że teraz miałabym to w d...
Ludzie oceniają i są wybitnymi teoretykami w każdej dziedzinie....
Rób swoje i wyostrz język
Nie przejmuj się