Karolka, nie przejmuj sie! U mnie bylo odwrotnie w sytuacjach koscielnych. Jechalam z noworodkiem w wozku, ale moj synek z tych, co to wozka nie cierpia i tylko stanelismy pod kosciolem ( a bylo to w lecie, wiec mnostwo ludzi na zewnatrz ),juz byl okropny placz. Wiec ja wyjmowalam synka z wozka , wiazalam go w kangurka (wyobraz sobie, ja-poczatkujaca wiazaczka, liczne audytorium, WSZYSCY sie na mnie patrzyli, ale, o dziwo kangurek wychodzil mi wedy idealnie i w mgnieniu oka, wygladalo, jakbym wiazala go od wiekow, wszystko przez towarzyszacy temu stres). Po chwili dziecko grzecznie spalo! Widzialam podziw w oczach ludzi, a zwlaszcza wozkowych mam!



Odpowiedz z cytatem



miałam Masimbe w krótkim Oriencie na plecach. Głownie widziałam sympatyczne uśmiechy starszych pan
Masimba - 03/14
Mia - 12/10

I te ciągłe komentarze mojej matki: "biedne dziecko, zawiązali cię tam, uwięzili, nie możesz się ruszać", "rozwiąż go, nie męcz dziecka", "nie wiąż go, bo mu krew nie będzie krążyć", "nie szkoda ci było pieniędzy na taką szmatę?" Nie, nie było mi szkoda pieniędzy. Jeżeli coś ma służyć mojemu dziecku, to mi nie szkoda. 












