Chciałam Wam przedstawić scenkę rodzajową z życia naszej rodziny. Rzecz miała miejsce wczoraj wieczorem w domu. Osoby: J (ja), M (mąż) (no i jeszcze synek, ale śpiący smacznie w pokoju obok).

M: rozpala ogień w kominku
J: przeglądam wielką torbę ubranek, które dostaliśmy dla synka; w pewnym momencie znajduję "nosidełko firmy na W"
J: O rany, popatrz!
M: Ej, co to jest? Czy to jest...
J:... no, wisiadełko!
M: (bierze wisiadło do ręki i próbuje je na siebie założyć) Kurde, jaka beznadzieja. Czy oni nosili w nim to nieszczęsne dziecko? Co z tym zrobimy?
J: (w ramach żartu) Nie wiem, może dokonamy rytualnego spalenia?
M: W jednej chwili gniecie wisiadło w rękach, otwiera drzwiczki i wrzuca do ognia
J: (w lekkim szoku) O. Wow.


It made my day. Kocham męża