Dziś poszliśmy z dziećmi na spacer. Franek w chuście. Swoja drogą w genialnej Mei z wełną . Po jakiejś godzinie wróciliśmy i postanowiłam młodego do wózka żeby sobie jeszcze dospał na powietrzu. Po jakimś czasie słyszę straszny płacz. Lece i patrzę , Franuś przekręcił sie i musiał wstawac, wózek sie wygrzmocił , Franek z nim. Na szczęście miał czapki, kombinezon. Jakbym mogła jeszcze zostać z nim w chuście, a nie gotować obiad dla rodziny, to nic by sie nie stało. I to jeszcze wywalił sie do tyłu. A wózek mam nie byle jaki Quinny Buzza.