Przypadkiem zawędrowałam dziś na forum młodych mam rocznik od 87 do 90. Wchodzę i czytam jak jedna dziewczyna się zastanawia czy jej dziecko się nie przyzwyczaiło do bycia na rękach, a druga, że na pewno i że musi ją przetrzymać i takie tam typowe dyrdymały. No to ja im ładnie dzień dobry, że to nie tak i tak pokrótce o potrzebie bliskości, na koniec pół zdania, że chusta ułatwia. No i co słyszę? Jak od starych bab na targu, ze dziecko się rozpieści, że przyzwyczai, że potem trzeba nosić i bujać do usranej śmierci, a je mamy tak wychowały i było ok. No to ja jeszcze delikatniej przykładem mojej córki, co to samodzielna jest i od siódmego miesiąca sama zasypia, a w odpowiedzi się od jednej mamy w ciąży dowiaduję, że ona sobie nie wyobraża jak można do 7 miesiąca dziecko usypiać (a ja głupia się zawsze szczycę, że tak szybko ). Dowiedziałam się jeszcze, że to są jakieś głupie wymysły, nowomodne, i że kiedyś dzieci były zdrowsze i nie wymyślano takich rzeczy jak teraz czyli jak chusty i sterylizatory (co ma do tego sterylizator?) Poddałam się, bo nie było najmniejszych szans na rzeczową dyskusję.

No nie dogadałam się absolutnie, a zawsze mi się zdawało przynajmniej z mojego otoczenia, że młodsze mam są bardziej otwarte, poszukujące, że następnych roczników nie trzeba będzie już przekonywać do tego co dobre, a tu taka niespodzianka.