2 lata temu jak chodziliśmy do szkoły rodzenia, to nikt nawet nie wspomniał o wielo. Gdy padło pytanie z sali: "a jakie pieluszki są lepsze - huggisy czy pampersy?", położna zaczęła mówić, że to każdy sobie musi wypróbować. Na co my się wcięliśmy z mężem, że przecież jest jeszcze inna opcja, czyli pieluszki wielorazowe. W tym momencie cała sala obejrzała się na nas, spojrzała jak na jakiś prostaków ze wsi, po czym dziewczyna, która o te pieluszki pytała, odwróciła się z powrotem i z pogardą stwierdziła "MY nie będziemy CZEGOŚ TAKIEGO używać".

Potem jeszcze raz się wszyscy na nas spojrzeli jak na dziwolągów, jak zaczął się temat wózków i tego, czy lepszy taki za 2000 czy za 1300 zł będzie dobry - jak rzuciliśmy informację o chuście to już w ogóle wyszło na to, że chyba jacyś porypani jesteśmy.

Generalnie spotykam się z nieufnością, nawet mojej przyjaciółki nie udało mi się namówić, chociaż czasem rzuci "o, jaką słodką pieluszkę ma mały".
A lekarze różnie - najczęściej w ogóle nie reagują, raz czy dwa padło pytanie, czy w takim włochaczu (to akurat minkee było) nie jest dziecku za ciepło. A moja mama notorycznie zamiast "otulacz" mówi "ocieplacz", ale dzielnie małemu zakłada