Co do takiej martynkopodobnej "literatury", to ja ją traktuję czysto użytkowo, ot, jak książkę kucharską albo poradnik. Są rzecz jasna przydatne, ale faktycznie cięzko znaleźć coś sensownego. Basie ostatnio przeglądałam, ale niestety jeszcze za długa dla mojej córki. Kupujemy książeczki o Zuzi i "Mam przyjaciela..." (seria: Mądra Mysz), trochę czasem przeładowane informacjami, ale nie wieje z nich smrodkiem dydaktycznym, na który mam cieżką alergię.