Ananke, moim zdaniem to, co piszesz jest bardzo wartościowe, ale dla dorosłych, którzy mają już ukształtowany system wartości. Wtedy następnym poziomem jest to, żeby nauczyć się nie oceniać innych, a umieć nadal rozróżnić zło od dobra.
Natomiast w przypadku dzieci, moim zdaniem (i z tego, co czytałam w wypowiedziach psychologów) do rozwoju moralności dzieci potrzebują właśnie czarno-białych postaci: zły - ubrany na czarno, z krzywymi zębami i pypciem na nosie, dobry - na biało, otoczony niebiańskim światłem i z łagodnym uśmiechem przyklejonym na twarzy.
ALE... to moim zdaniem też jest kwestia światopoglądowa, bo w tej chwili ludzie coraz częściej uważają, że nie ma czegoś takiego jak absolutne zło i absolutne dobro - wszystko zależy od kontekstu. Czyli relatywizm (nie używam tego określenia tutaj w sensie ocennym, tylko stwierdzam fakt.)
Chrześcijanin natomiast (wracając do sporu o ten aspekt HP) nie może na coś takiego pójść i dla niego zło zawsze będzie złem, a dobro - dobrem. Sztuka polega na tym, żeby umieć utrzymać tą optykę, a nie oceniać ludzi. Czyli: uważam, że to co robi X jest niefajne, ba! nawet złe, ale rozumiem, że X może być w takiej sytuacji życiowej, że tego nie widzi. Jeśli krzywdzi swoim postępowaniem innych, powinienem ich próbować obronić, ale nadal powstrzymywać się od oceny X. Itp itd.