Wiecie co, ja mam wrażenie, że sprzedawcy w Polsce, szczególnie w mniejszych miejscowościach, ale nie tylko, często jeszcze mają taką mentalność, że ma im 'samo' zejść. Kupi chustę, powiesi pod sufitem i weź się człowieku domyśl o co cho. (Oczywiście to są tutaj moje gdybania, nie mówię o żadnym konkretnym sklepie.) W tym momencie robi się taka nisza, że trudno się do niej wcisnąć. A gdyby tak wypromować ideę? Zamotać na manekinie, przyjść z zamotanym dzieciakiem, wejść w kontakt z Klubem Kangura, otworzyć wypożyczalnię... Krótko mówiąc, dotrzeć do tej niszy i ją trochę rozszerzyć, to jestem przekonana, że zaczęłoby im schodzić...