Byłam dzisiaj zakupić młodej nocnik. W sklepie postanowiłam sie trochę porozglądać i znalazłam wisiadła Womar-a. Zapytałam ekspedientki, czy maja może chusty albo nosidła, a ta, że nie, tylko te womarowskie. I zaczęła mi je pokazywać. Mówię jej, że to nie jest nosidło, tylko wisiadło i takiego nie chcę. Dziewczyna zapytała mnie dlaczego, więc powiedziałam jej o różnicach między jednym a drugim- wydawała się zainteresowana. Generalnie była miła i z chęcią wysłuchała, co mam jej do powiedzenia, zadawała pytania itd. Powiedziała też, żeby zapytać przy kasie szefowej, czy mają zamówione chusty, bo kiedyś miały być. Poszłam więc do kasy zapłacić za nocnik i przy okazji pytam o te chusty. A kobita do mnie, że mają womarowskie(wisiadła). Powiedziałam, że mnie chodzi o chusty, a nie o tamte "nosidła". Nie chciało mi się powtarzać "wykładu", więc celowo nie zaczynałam tematu. Ale kobieta chyba sie uparła, bo lekceważącym tonem zapytała się mnie "A cóż tym womarowskim dolega?" Skoro ona tak, to jej zaczęłam opowiadać, co im dolega. Baba popatrzyła na mnie jak z obcej planety, po czym przerwała mi w połowie zdania i powiedziała, że wszystko zależy od dobrego marketingu i rodzicom można wszystko wcisnąć(w sensie, że producenci wciskają matkom chusty i ergo). I że rodzice wydziwiają i lecą za modą. Nie chciało mi się z kobietą dłużej rozmawiać, więc zapłaciłam i poszłam i tylko na odchodnym powiedziałam, że szkoda, że osoba prowadząca sklep z akcesoriami dla dzieci ma tak ograniczone spojrzenie na swiat....No nie mogłam się powstrzymać, chociaż nawet nie wiem, czy to usłyszała
Ja się już przyzwyczaiłam, że pewnych ludzi się nie zmieni, ale przykro sie robi, że nawet osoba, która przynajmniej w teorii powinna interesować się tematem(i dobrem)dzieci, będzie tak oporna... Od razu stwierdziła, że mam zamiar ją atakować i nie potrafiła nawet wysłuchać(grzecznych, bo naprawdę mówiłam spokojnie, co mi się rzadko zdarza) argumentów
Cóż, pani straciła klienta, bo więcej tam zakupów raczej nie zrobię...