W końcu doczytałam wątek do końca więc dopisuję się do tych, których chusta dotrwała aż do teraz w dobrym stanie - raz prana, nie bardzo dużo noszona, ale jednak płacze zębowe koiła i jeszcze pewnie będzie koić. Chusta była wymoczona nie w formie rulonu - dopiero jak była w wannie to doczytałam i delikatnie zwinęłam - ugnieciona - tzn naciskałam kawałek po kawałku, w ten sam sposób płukana i potem wyciskana, w końcu zawinięta w ręcznik i udeptana(jak to robię z wełnianym otulaczem), a na koniec rozłożona i wysuszona na suszarce. Wszystko brzmi skomplikowaniej, niż jest, tyle, że nerwów przy tym praniu trochę się najadłam, bojąc się, że chustę zniszczę.
Chusta fajnie nosi, jest najgrubsza ze wszystkiego, co macałam (no, grecja tylko była równie gruba, ale zdecydowanie ażurowa ) i choćby dlatego nie myślałam o tym, żeby się jej pozbywać.
Jakiś czas temu zrobiłam test wciskając palec w inną lnianą chustę - nici się rozeszły. O tendencji do rozchodzenia się nici w mossie mówiła mi jedna koleżanka, w no-cotonnach inna - może len w mieszankach tak ma, a w makach, które są skomplikowane przez trzy nici, wyszło to wyjątkowo mocno?