Moja teściowa ciągle mi głowę suszy, że wózka nie mamy. Tzn. mamy, ale on stoi u moich rodziców (na wsi) i Młoda w zimie w nim sypiała na dworze. W mieście jest mi niepotrzebny, a nawet by przeszkadzał. Ale teściowa jakoś tego nie może zrozumieć. Chyba myśli, że ja specjalnie w chuście noszę, żeby nikt Młodej nie dotykał, bo w wózku to bym musiała dawać wszystkim ją wozić Nie jest w stanie kobieta pojąć, że moje dziecko wózka nie znosi od maleńkości, a ja nie widzę żadnego powodu, żeby ją do jazdy w nim zmuszać. I na ten argument ostatnio usłyszałam, że "trzeba ją nauczyć, bo tak nie może być"