Witam.Synek ma 3miesiace i od 2 nosimy sie w kieszonce.Nosimy-to duzo powiedziane.Mlody wozka nie zaakceptowal,wiec chusta pozostaje jedynym naszym sposobem na spacer.Synek daje sie zachustowac,tylko gdy jest w odpowiednim nastroju,a na ten trzeba czekac czasami kilka dni i tylko na godzine i tylko raz dziennie i tylko na dworzu.W domu wytrzymuje w chuscie max.10minut-potem jest placz i prezenie sie i szybka ewakuacja.Nie ma mowy o zachustowaniu go,bo ja chce cos zalatwic na miescie,czy w sklepie itp.Targam fotelik samochodowy,a to jest mordega.Synek to jest typ,ktory w chuscie sie nie uspokaja,wrecz przeciwnie i nie wiem co robic dalej...przetrzymywac go takiego placzacego w chuscie?(nieee...)pakowac go w chuste kilka(nascie)razy dziennie do bolu?czekac az podrosnie?
maly nie sypia w dzien,na spacer tez nie zawsze wychodzimy z wiadomych wzgledow,wiec mam go na glowie praktycznie 24/7 i chusta bylaby dla mnie jak zbawienie..Jakos nie chce mi sie wierzyc,ze w kulturach gdzie nosi sie dzieci,matki czekaja na ich dobry humor,zeby je zawiazac i isc na pole...
Boje sie,ze gdy bedzie mi plakal w chuscie,z czasem ja po prostu znienawidzi.Nie wiem,jak daleko moge sie posunac w swoich probach,zeby tego uniknac.Nie probuje tez nowych wiazan,bo sie boje jego placzu.Dodam,ze synek nie lubi byc zbytnio noszony na rekach,przytulany etc.
No smutno mi po prostu Moze macie jakies pomysly?
ps.przepraszam,ze tak dlugo.