Dzisiaj ucieklam.... z przychodni![]()
Poszłam rano z Kacprem i z teściową do przychodni na pobranie krwi szkraba. Późno się zebraliśmy, więc szybko zamotałam Kacpra i biegiem prawie do przychodni... Teściowa w recepcji zapłaciła za jedno dodatkowe badanie, a ja rozbieram się z kurtki, polara i rozwiązuję chustę - wszyscy dookoła się patrzą, uśmiechają i zachwycają, jaki piękny maluch)))
Wtem widzę, ze do zabiegowego wchodzi pielęgniara zołza... Już kiedyś mi powiedziała, co myśli na mój temat ('że też nie szkoda pani kręgoslupa dziecka...'). Prosi kobitkę do gabinetu, a ta, że jest ostatnia w kolejce, no i że dzieci małe czekają.... Zołza na to, że z dziećmi to jej się długo schodzi... No to kobita poszła. W tym czasie dowiaduję się od mamy półtorarocznej dziewczynki, że już wczoraj były, ale po dwóch próbach kłucia małej, przyszły dzisiaj jeszcze raz.... Z teściową wymieniłyśmy znaczące spojżenia (jej też zolza zalazła za skórę wcześniej), czym prędzej małego zamotałam, ubralam się i wybiegłyśmy....Nie mogłyśmy sie powstrzymać od śmiechu.... Pal licho - dycha w tą czy w tamtą
Poszłyśmy do przychodni obok, gdzie przemiła pielęgniarka szybciutko pobrala małemu krewKacper popłakał może z minutkę, po czym uśmiechal się do grupki pielęgniarek i lekarek, które zachwycaly sie jego węgielkami
W ten oto sposób w przeciągu 30 minut trzy razy motałam kieszonkę na Kacprze... dochodzę do perfekcji![]()
Ps. w nagrodę od Teściówki, że nie dałam pokłuć malca tej zołzie, dostałam kremówkę![]()