Wracam wczoraj z Starszą z przedszkola. Pyta, czy już kupiłam dla niej chustę prawdziwą - do tej pory nosiła w uszytej przez babcię. Wg Młodej prawdziwa=pasiak i koniecznie dwustronna. No to mówię, ze leci do nas takowa, tylko akurat w odcieniach różu i fioletu (a ona akurat ma bunt na róż). A Marta: coś takiego jak Twoja Eva?![]()
Nie mam pojecia skąd ona to wie. No ale ponieważ ona też będzie miała Evkę usłyszałam następujący komentarz: No wiesz, za różowym to ja nie przepadam, ale skoro chusta nazywa się tak jak moja siostra mogę ją przygarnąć
Wchodzimy do domu. Zdejmuję kurtkę (pod spodem fioletowe gekony), a Marta"Mamo jaka piękna chusta. To najfajniejszy wzór jaki widzialam. Też chcę takie jaszczury - tylko kolor jakiś inny by się przydał. A w ogóle to dziwnie jakoś wyglądasz - nie pasuje Ci ten kolor, wiesz?"
Padłam trupem, bo w niedzielę podobny komentarz usłyszałam od męża, a Marta nie mogła tego usłyszeć.
No wiec wieczorem poszukałyśmy jakie są jeszcze "jaszczury" i Marta "zakochała sie" w Negev. Ewentualnie stwierdziła, ze może byc Tanami. Jej absolutnym nr1 były Antigua, ale szybko przyjęła do wiadomości, ze raczej nieosiągalne marzenie, no chyba, ze mamusia sobie znajdzie to ewentualnie pożyczy.
Tatuś tylko skomentowal, ze jak córeczka bedzie się zakochiwała w chustach w takim tempie jak mamusia to on nie wyrobi finansowo.