A ja jeszcze raz przypomnę o sobie tym temacie, nie by pytać, ale nie chcę zakładać nie wiadomo którego wątku o kieszonce, a z radością donoszę, iż zmieniłam jednak wiązanie i efekty... ! Po tym, jak gdzieś tu wyczytałam, ile osób nie lubi kangura, bo trudny, stwierdziłam, że- na miły Bóg- a cóż ze mnie za ekspert? Męczę siebie i Pio tym długim motaniem, gdy wprawy brak, poza tym- choćbym na pępku zaczynała Go wiązać- i tak przy dociąganiu podjeżdżał mi tak w górę, ze mowy o całowaniu w czółko nie było. Prędzej o wbiciu Mu mej brody w główkę. Czułam się jak w kołnierzu ortopedycznym i ni w cholerę nie było to chustowanie poręczne i wygodne w funkcjonowaniu.
Stwierdziłam, że co tam- motam kieszonkę. Boże, czemu tak późno?! Cudowne odkrycie! Szybko, sprawnie, bez denerwowania Małego, prostsze w dociągnięciu, poła na główkę, gdy Mały zasypia, by pewniejszym jej unieruchomienia być... No i wreszcie nie mam Pio tuż pod brodą! Mały zadowolony, ja rozanielona- tego kangura za nic nie umiałam opanować bez lustra, zgoła nieporęczne zważywszy na wyjścia "w teren", które planuję.
Doprawdy, nie wiem, czemu Aśka do mnie tak ambitnie podeszła. Jestem wdzięczna Wam za rady. I wreszcie raduję się, a nie stresuję chustą- a co najistotniejsze- nie tylko ja!
Kto wie? Może się odważę i na ten plecak dla Ali...