Znamy to, znamy
Jak słyszę po raz setny odnośnie noszenia w ogóle, że niby to takie straszne, rozpuszczające itp. to mam ochotę popukać się palcem w czoło, bo gadać mi się już nawet nie chce.
Raz się nawet zaczęłam zastanawiać jak to niby zrobić żeby nie nosić wcale (bo to przecież zbrodnia) - wózkiem transportować np. z łóżeczka na przewijak?
Generalnie ten temat wywołuje u mnie pianę na pysku (że się tak wyrażę). A do tego zwyczajnie mi szkoda tych wszystkich dzieciaczków, których rodzice dali się propagandzie anty-noszącej i anty-bujającej.
Na parterze mamy dwie stare (dosłownie) panny - siostry. na początku co mnie dorwały to był wykład o tym żeby non-stop szeroko pieluchować. Odkąd noszę w chuście to dały spokój - obejrzały nas sobie dokładnie i pochwaliły za rozstaw nóżek. Ale zaczął się nowy wątek pt "tylko niech pani nie buja dziecka!!!". To ja się już wycwaniłam - kontynuując bujanie (przestępując z nogi na nogę) odpowiadam dziarsko "Ja?? Ależ skądże znowu!?? Wcale nie bujam!". Jedno spojrzenie na mnie - coś w stylu "uwaga na wariatkę" i koniec tematu.