Na pomysł z rozbieraniem z kombinezonu i wkładaniem do chusty w samochodzie też wpadłam, zrobiłam tak raz i nigdy więcej. Młody włożony w kombinezonie do fotelika zasnął natychmiast, wyjmowanie z kombinezonu wywołało obudzenie i straszny płacz, włożony do chusty znów zasnął, ale okazało się że wiało i było mu za zimno, więc oborot do samochodu, wyjąć z chusty, włożyć w kombinezon -> znów płacz, generalnie spacer nam totalnie nie wyszedłZamieszczone przez pasja
Teraz jeśli jedziemy gdzieś samochodem, ubieram młodego w body, pajacyk i na to taki jesienny kombinezon z polaru i do fotelika. Sobie motam elastyka na sweter, w samochodzie wkładam młodego w chustę i na nas oboje zakładam poncho, względnie, jeśli bardziej wieje, to motam elastyka na bluzkę, potem młodego w chustę i na to mega za dużą kurtkę z goretexu, w którą mieścimy się oboje.
Jak będzie zimniej, to mam jeszcze do ubierania warstwowego duży polar i spory sweter, w którym mieścimy się oboje.
Z tego wszystkiego najbardziej kocham swoje poncho, polarowe, szyte z koła, rozpinane, z kapturem. Jako że polar mi przewiewało, z myślą o noszeniu w chuście kupiłam kawał ortalionu i dałam do krawcowej, żeby mi poncho tym podszyła jak podszewką. Połączenie może dziwne, ale sprawdza się świetnie. Tylko na zimę, obawiam się, będę musiała się raczej zaprzyjaźnić z kurtką.
Aha, jeśli nie jedziemy samochodem, to dzieć w body i pajacyku ląduje w chuście, zakładam mu czapkę i grube skarpety, po czym ubieram raczej nas oboje (sweter + poncho albo kurtka). Zamiast getrów na nóżki kupiłam mu po prostu takie grube puchate kolorowe skarpety, dobrych kilka rozmiarów za duże, tak że sięgają mu do pół uda spokojnie, więc cała wystająca z chusty nóżka jest zasłonięta.