Ja pamiętam sytuację z kilkumiesięcznym Ignasiem, kiedy to byłam czymś zajęta i noszenie go akurat nie bardzo mi było na rękę. Ale dziecko płacze, nic nie działa, trza chustę brać. Biorę, motam, Ignaś uwaznie przygląda się, przestaje płakać. Nie płacze? Ok, nie muszę motać, odkładam chustę, dziecko w ryk. No to ja chustę w rękę, motam, dzieć spokój. Matka inteligentna, odkłada, dziecko w ryk. Dopiero przy trzecim motaniu zajarzyłam, czemu Dziec przestał płakać...
Za to taki prawie dwuletni, kiedy czuł się źle, sam zaczął przynosić mi chustę. Nie nosiłam go już wtedy zbyt często, ale w sytuacji dla niego kryzysowej po prostu przynosił mi chustę i wszystko było jasne