Alberto cieszył się gdy tylko zaczynałam mu machać chustą nad głową. Nawet gdy brzucho bolał potrafił się uśmiechnąć gdy zaczynałam go do siebie przywiązywać. Teraz już coraz rzadziej w chuście, bo dziadek (nasza niania) preferuje wózek, a młodzian po domu woli na czworakach i coraz częściej za rączkę. Weekendy są chustowe
na szczęście bo chyba umarłabym z tęsknoty za bliskością.