Nosimy z mężem Marcela od miesiąca i czasem, kiedy wychodzimy na tereny publiczne, pojawia się u mnie skrępowanie, że nie dociągnę chusty, w czasie spaceru dziecię opadnie i będę a) narażać się na ganiące spojrzenia fachowych chustonoszek (choć jeszcze żadnej zamotanej nie spotkałam na naszych spacerach Powiślem) oraz b) że będę argumentem dla przeciwników chust, a po co oręż wręczać? I teraz zastanawiam się, czym grozi niedociąganie dziecku - pewnie sprawa asekuracji głowy u maluchów się pojawia, ale co z kręgosłupem, bioderkami etc.? Szkodzi, prawda?
Zastanawiam się, bo kiedy sama spaceruję, to nie wiem, czy zamotać się jeszcze raz poprawiając wiązania, czy też np. 20 min w takiej niedociągnanej pochodzić. Motanie nie przychodzi mi tak błyskawicznie, do tego się jeszcze napocę i nasapię![]()