Jadę z moimi dziewczynami na tydzień na wieś, w Małopolsce to się nazywa "letnisko" - czyli wynajęłyśmy z przyjaciółką chałupę z kawałkiem trawy, bez inwentarzaPakuję nas, bo to możliwe tylko, gdy dziewczątka śpią. Godzina pierwsza w nocy, padam z nóg i stoję przed moim stosikiem i myślę - co zabrać? ile? chustę? tylko jedną? długą - wielofunkcyjną? czy krótką - bo gdzie ja tam będę chodzić? No i mei-taia ( Mieczysławem zwanego), a może Moshi? bo na borówki ( tfu, jagody
) to wygodniej Zośkę na plecach przymocować... I tak mijają minuty, a ja dalej nie wiem, co mam zabrać.
Ach, te cudowne czasy, gdy miałam tylko jedna chustę![]()
![]()