mój mąż - zdeklarowany i praktykujący chustotata, głoszący wszem i wobec zalety i cudowność chust, a szkodliwość i bezsensowność wózków (prawie jak mucha, tylko na forum go nie ma)

tym bardziej jestem w szoku (na minus, niestety)

ostatnio wybyłam z domu (tak, ja - wyrodna matka) na wieczór panieński. Córa - cycoholik budzi się w nocy kilka razy do cycania, więc miałam obawy... no ale to jedna z najbliższych przyjaciółek, a ja w dodatku od prawie roku nigdzie nie wychodziłam więc zdecydowałam się pójść. Ale podejrzewałam, że w domu będzie ciężko...

po powrocie m. opowiada, że młoda się darła i nie mógł jej uspokoić, w końcu po jakimś czasie usnęła chyba ze zmęczenia, na rękach...
ja na to: trzeba było do chusty ją włożyć i chodzić z nią po domu, pewnie byłaby spokojniejsza!
a on, że przecież na rękach ją nosił, i że on ma sposoby i w ogóle

nijak tego nie mogę zrozumieć...

ja, odkąd mała nie usypia przy cycu w dzień, usypiam ją tylko w chuście - inaczej nie da rady, a może by dało tylko trwałoby to ruski rok i powodowałoby dzikie wrzaski. A tak, na przykład dzisiaj, wrzuciłam małą na plecy, ja do sprzątania, a mała w tym czasie do spania - oszczędność CZASU (towar deficytowy u mnie) no i nerwów moich i małej