w niedzielę motałam małą w prosty plecak, miałam tylko dłuuuugą chustę. A ponieważ na spacer brałam oprócz justynki także naszego brand new szczeniaka Mambę, musiałam coś zrobić z ogonami. A ponieważ tybetana nie lubię, jakoś mi niewygodnie to wymyśliłam cuś takiego: po przeprowadzeniu pół na piersiach zamiast zawązać z przodu, poprowadziłam je jeszcze raz pod kolankami. Spacer trwał 1,5 h i było mega wygodnie i nic się nie poluzowało - czułam się, jakbym niosła plecaczek z wodą mineralną i dwoma kanapkami co najwyżej. Może to zasługa superaśnej chusty, która trzyma na mur beton, a może mojej kruszynki raptem 7-kilowej. Zresztą zobaczcie, i oceńcie, czy to się do czegoś nada
![]()