Tu się niejedna końcem chustowania umartwiała, a ja już się go doczekać nie mogę. Moje dzieci są wielkie, ciężkie i od noszenia uzależnione. Jeszcze z noszenia dwulatka (na liczniku 14kg) przyjemność mam, ale on najchętniej by z przodu siedział - a wtedy mi widoczność do 0 spada. Ale to prawie 4 latek nie odpuszcza mi ani trochę - codzienna godzinna przejażdżka na matce z przedszkola to już rytuał. Dobrze, żem wzrostu słusznego, bo inaczej by mi stopami po chodniku szorował, jednak to się robi coraz mniej śmieszne. Wszelkie moje odmowy kończą się histerią, albo bierze mnie na litość: "zimno mi...", "nóżki mnie bolą...", albo pod włos: "mamusiu, ja lubię jak mnie nosisz...", "kocham chusty". Wiem, on leniuch jest, a ja miękka.
Tak się wyżalić tylko chciałam, bo przez to wszystko, czasami już z obrzydzeniem na chusty patrzę. Znacie jakiś łagodny sposób na chustoholika?, bo jak tak dalej pójdzie to go i na maturę będę musiała zanieść wrrr. I żeby nie wyszło, że ja do noszenia źle nastawiona: ja to mogłabym i jeszcze wiele lat nosić, ale najchętniej jakieś nowe chuścioszki.