Przedwczoraj dzień cały kulturalne bieganie do toalety. Zero wpadek. Wczoraj powitanie poranka na nocniku, następnie cicha i podstępna wilgoć wsączona w sofę podczas studiowania książki o malarstwie, po czym, u babci, wesołe sikanie w pieluszki. Dziś wielokrotne zraszanie własnych nóżek. For fun. Także udawanie, że się jest jak brat i dysponuje się stosownym sprzętem, więc wystarczy stanąć w rozkroku i wypiąć brzuszek, by w efekcie utworzyć kałużę na tarasie. Kałuża na tarasie rzecz fajna, można w jej intencji użyć mopika (mop z zestawu do sprzątania dla dzieci), tuż po tym jak się mopika owego nurzało we własnym kubeczku z piciem. Żeby nie było jednoznacznie i monotonnie, dama wizytowała również w toalecie. Z własnej woli, świadomie i owocnie. - tak to widzę.