Dzisiaj pierwsza wpadka (od 29. kwietnia), siusiu w majtki na podłogę, więc nie ma tragedii, ale drgnęło moje serce zaniepokojone, że być może ona jeszcze nie gotowa. Bo w większości przypadków to jednak ja delikatnie przypominam o nocniku, a czasami Józina woła siku co chwilę i siada sobie i robi malutko tak dla swojej radochy. No nic, jutro jedziemy pociągiem ponad trzy godziny, nocnik z nami (w ogóle nocnik wszędzie z nami chodzi, Józia przed wyjściem z domu pyta - a nocnik idzie z nami też?). Obmyślam strategię podróży. Macie jakieś doświadczenia? Jeździmy często z masą tobołów, przeważnie byczymy się same w przedziale dla matki z dzieckiem, mam nadzieję, że nie będę robić za ofiarę losu obrabowaną w trakcie wylewaniu siuśków do uroczej pociągowej toalety. Trzymajcie kciuki!