Taka idiotyczna dzisiejsza przygoda)
Jestem na spotkaniu Polek w NI. Za tydzien ostatnie spotkanie przed wakacjami, a poniewaz Irlandka, ktora nam te spotkania umozliwia i duzo pomaga nie wraca po wakacjach, bo w lipcu rodzi, to postanowilysmy zrobic jej skladkowy prezent. Nazbieralo sie ok 100 F. Głowna propozycja to jakis tam koszyk na dziecko z akcesoriami (dosc powszechny tutaj prezent), ale jedna z dziewczyn mowi, ze ona cos takiego dostała i jest to lichej jakosci. Na to ja wychodze z chusta i mowie, ze Su i tak sobie chce chuste kupic, bo sie w mojej Ince zakochala i powiedziala, ze musi miec taka sama dla malucha.... konsternacja.... nikt sie nie odzywa, ale miny nietęgie.... W koncu jedna stwierdza....
"Ja jestem za koszykiem, bo do tego "zboczeństwa" ani pensa nie doloze"![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
![]()
Dodam, ze na to spotkanie zawsze Luske w chuscie, albo w ergonomicznym targalam i nigdy mi nic dziwnego nie powiedzialy, ale rzeczywiscie jedyna zainteresowaną byla Su, a wszystkie tam sa matkami malych dzieci...