...których jest teraz sezonowy wysyp i naszła mnie taka refleksja...
Ja Kasię nosiła w nosidełku, nie słyszałam o chuście, a chciałam mieć dzieciątko blisko siebie.
Niezbyt często ją nosiłam, bo widziałam w lustrze, że jej nie do końca jest wygodnie tak wisieć. Ze dwa razy może zasnęła w nosidełku, a raz nabawiła się zapalenia spojówek od wiatru chyba, nie chciała główki wtulić w paski i klamerki wisiadełka. Tyle na pociechę, że nie zwisała mi w okolicy krocza, tylko na pocałowanie w czoło.
Przodem do świata też jej nie nosiłam. Wsadziłam na próbę według zaleceń instrukcji, ale żałośnie zwisała, więc dałam spokój. Zresztą moda na noszenie przodem obowiązuje teraz, trzy lata temu to wogóle nie było mody na noszenie jakiekolwiek.
![]()
I teraz moje spostrzerzenia.
Podzieliłabym rodziców nosidełkowych na dwie grupy:
1. Tacy, którzy chcą mieć dzieciątko blisko i dlatego noszą
2. Tacy, którzy noszą, bo taka moda i niestety wisi im to, że dziecko im wisi i obija się o ich krocza przy każdym ruchu. I oni niestety przodem do świata najczęściej...
O ile z pierwszą grupą idzie coś zrobić, to ta druga jest moim zdaniem niereformowalna. Nie troszczą się o maleństwo, tylko idą z duchem czasu, z modą, zresztą wyraz ich twarzy mówi sam za siebie.
Wszędzie ostatnio chodzę z Asią w chuście i Kasią za rączkę.
Gdy spotykam rodzica z pierwszej grupy, którzy podtrzymują swoje wiszące dzieciątko dwiema rękami, żeby mu było w miarę wygodnie (o ile to wogóle jest możliwe) to ostentacyjnie pokazuję już z daleka, że mam dwie ręce wolne! Jedna dla Kasi, a drugą np. poprawiam włosy, drapię się w głowę itp. żeby dać do myślenia przechodzącej nosidełkowej zatroskanej. Napatrzy się jak mi super swobodnie, to może zmieni wisiadło na chustę.
![]()
A jak napotykam kogoś z drugiej grupy, to moje pokazówki sensu nie mają, więc się nawet nie wysilam. A uśmiechu typu: "nosimy oboje nasze dzieci, ależ jesteśmy modni!" nigdy nie oddaję...