Dziś usłyszałam argument, że jeżeli noszę dziecko przyklejone do mnie, to ono widzi tylko mnie i reszta świata go nie interesuje. W dalszym ciągu wywodu "życzliwej obserwatorki" dowiedziałam się że przez noszenie w chuście popełniam błąd wychowawczy, bo moje dziecko nie będzie się rozwijało społecznie, nie będzie chciało bawić się z innymi dziećmi i będzie się bało obcych. I oczywiście pytania dlaczego nie używam spacerówki, bo to przecież takie wygodne (szczególnie jak się mieszka na 3 piętrze...).
I teraz zastanawiam się ile w tym może być prawdy. Jakie doświadczenia z uspołecznianiem swoich dzieci mają mamy kilkulatków które były noszone w chuście? Czy naprawdę Waszym dzieciom naprawdę było tak trudno dostosowywać się do świata? Dajcie mi konkretne argumenty do tego typu rozmów (niestety do mojej rozmówczyni nie dociera że moja córka uśmiecha się do ludzi gdy stoimy w kolejce czy na przejściu dla pieszych...).